O tym, że prędkość na
drogach zabija wiemy nie tylko
współcześnie, posiadając samochody, które (nawet te małe, miejskie) potrafią
osiągnąć prędkości zbliżające się do prawie 200 km/h. O większych i szybszych,
których jest mnóstwo nawet nie wspominam. Prędkość na drogach zabijała nawet
wtedy, gdy pojazdy zasilane były silnikami parowymi a ich szybkość maksymalna
była niższa niż biegacza (i to niekoniecznie olimpijczyka). Dla ograniczenia liczby wypadków na drogach w roku
1865 w Wielkiej Brytanii wprowadzono tzw. Red Flag Act (Ustawa o czerwonej
fladze). Ustawa ta ograniczała prędkość maksymalną w mieście do 3 km/h a poza
miastem do 6 km/h. Sednem wpływu tej ustawy na poprawę bezpieczeństwa na
drogach nie było tylko ograniczenie prędkości, ale …. wprowadzenie obowiązku
poruszania się pojazdu z osobą idącą przed autem.
Tak, tak: około 50 metrów
przed każdym autem musiał iść człowiek z czerwoną chorągiewką (a w nocy z
latarnią) i informować innych użytkowników dróg o zbliżającym się pojeździe
nadjeżdżającym z prędkością „spacerową” ew. prędkością normalnego marszu, jeśli
rzecz się działa poza miastem.
Z takim poziomem zabezpieczenia wydawać by się mogło,
że „śmierć za kółkiem” może przyjść tylko ze starości lub z nudów.